Gdy szłam w stronę budynku, w którym miałam spotkać mojego stylistę, co raz bardziej tęskniłam za siostrą i przyjaciółmi. Chciałam ich zobaczyć, dowiedzieć się czy są smutni, czy może, każdy wspiera, każdego... Tyle myśli miałam w głowie, że aż zapomniałam o tym dokąd zmierzam. W pewnym momencie dwóch mężczyzn przerwało moje rozmyślania. Okazali się być to nasi styliści. Jeden był wysoki na około dwóch metrów, o bardzo pięknych, zielonych oczach, które mocno kontrastowały z jego bardzo bladą twarzą i kruczoczarnymi włosami. Drugi zaś był przeciwieństwem zielonookiego. Miał on bardzo ciemną karnację, mocno czarne oczy i włosy koloru podobnego do zgniłego banana. Błagałam w myślach by moim stylistą był wysoki, blady mężczyzna. Tak też się stało.
- Patrycja, to jest Teodor. Będzie on twoim stylistą. - Mateusz, to jest twój stylista. Ma na imię Dorian.- Nasz mentor wskazał nam dwóch mężczyzn.
- Miło mi.- Podałam rękę mojemu styliście, co dziwne nie uścisnął jej. Może to jakiś kapitijski zwyczaj.
- Za mną.- Jego głos, wydawał mi się znajomy.
Idąc za Teodorem podziwiałam pięknie ozdobiony hol. Był on utrzymany w szarości z odrobinką żółci. Piękne połączenie kolorów.
- Gdzie idziemy.- Zapytałam lecz odpowiedzi nie usłyszałam.
Po kilku minutach błądzenia po bocznych korytarzach, dotarłam z Teodorem do wielkiego białego pomieszczenia.
- Wybacz, że nic nie mówiłem, na korytarzach są kamery. Nie przepadam za byciem na widoku.
- Mogłeś mi podać chociaż rękę.- Odpowiedziałam, można było usłyszeć w moim głosie wyrzuty.
- Mogłem, ale tego nie zrobiłem. Widzę, że nie będzie łatwo ci pod pasować ze strojem.- Powiedział przyglądając mi się od stóp do głów.
- Dlaczego?
- Bo widać, że nie boisz się przeciwstawiać. Większość trybutów potakiwała na każdą propozycję myśląc, że mi to pasuje.
- A tobie nie jest tak łatwiej?!- Zapytałam zaciekawiona, zawsze myślałam że my nic nie mamy do gadania.
- Nie.- Powiedział i podszedł do drzwi na drugim końcu pomieszczenia.
Gdy otworzył drzwi pojawiły się cztery wyjątkowo normalne postaci jak na kapitolijczyków. Każda postać miałam karteczkę z imieniem więc było mi łatwiej. Sandra była drobną kobietą o podkrążonych błękitnych oczach i jasnych włosach. Violetta miała bujną czerwoną czuprynę, miała oczy podobne do Teodora. Darek był ciemno skórym mężczyzną o czarnych włosach i oczach. Ostatni był Maciek. Nie wierzyłam, że to może być jeden ze stylistów. Wyglądał na 12 lat. Miał on piękne blond włosy i niesamowicie jasne oczy. Teodor zauważył chyba moje zdziwienie po od razu zabrał głos.
- Maciek jest bardzo młody, ale bardzo utalentowany.
- Ile ty masz lat?- Zapytałam, nadal nie dowierzając.
- Za kilka dni będę mieć piętnaście.
Nie pytałam o nic więcej, bo tyle wiadomości zupełnie mi wystarczyło. Niedorzeczne, piętnastolatek będzie oglądał mnie nago, będzie robić mi makijaż? Trochę dziwny te miasto. Sandra zaprowadziła mnie do pokoju z wielką wanną. Wykąpałam się w wrzącej wodzie o zapachu róż. Ten zapach, był tak intensywny, że od razu przypomniał mi się dom. Łąki, kwiaty, kolory wiosną. Po kąpieli wróciłam do poprzedniego pokoju. Viola powiedziała, że muszą zadbać o moje ciało, które w przeciwieństwie do innych zawodników nie jest takie złe.
- Widziałaś innych zawodników?
- Tak i zdecydowanie ty jesteś najładniejszą z dziewczyn.- Powiedziała Viola. Dodało mi to trochę odwagi i podniosło mój egoizm, który i tak już był wysoki.
- A chłopcy?
- Bardzo przystojni. Był taki jeden chłopak, chyba z piątki.
- No dlaczego?!- Oburzyłam się.
- O co chodzi skarbie?- Zapytała Sandra.
- On i ja bierzemy udział w Igrzyskach, nic z cichej i nie krwawej randki.- Powiedziałam śmiejąc się by ukryć żal.
- Miałyśmy tego nie mówić, ale nie możemy się powstrzymać.- Powiedziała Viola patrząc na Sandrę.
- Sandra, Violetta!- Czemu teraz? Do pokoju wszedł Maciek.
Pisnęłam gdy tylko go zobaczyłam. Byłam bardzo skąpo ubrana więc chwyciłam szlafrok leżący obok mnie.
- Dowie się w swoim czasie.
- Chcę wiedzieć teraz.- Zaprotestowałam.
- Za ile będzie gotowa do makijażu?- Powiedział Maciek ignorując moją wypowiedź.
- Za dwadzieścia minut.- Powiedziała Violetta.
Maciek wyszedł bardzo zdenerwowany. Dziewczyny nie powiedziały mi nic. Jedynie pytały czy boli mnie depilacja. Właśnie skończyły depilować mi okolicę bikini gdy wszedł Teodor wraz z Maćkiem i Darkiem. Zakryłam się ponownie szlafrokiem.
- Puka się, jestem półnaga.
- Tym lepiej kotek.- Powiedział zielonooki mrugając do mnie i uśmiechając się szyderczo.
- Kotek?!- Powiedziałam na raz z Sandrą i Violettą.
- Dziewczyny możecie już iść.
Opuściły salę, zostałam tylko półnaga ja, Teodor, Maciek i Darek. Ta sytuacja trochę mnie przerażała.
- Co teraz?- Zapytałam przyciskając mocniej szlafrok do swojego ciała.
- Idź się ubrać do garderoby.
- W co?
- Tam znajdziesz trzy stroje, wybierz najładniejszy.
Miałam teraz kłopot bo szlafrok był krótki i za mały na mnie. Poprosiłam by wyszli, oni nawet nie drgnęli. Zboczone dupki, powiedziałam w myślach. Naciągnęłam materiał na pośladki i poszłam w stronę garderoby.
- Zgrabne pośladki, nie ma co.- Usłyszałam cichy głos Darka.
Weszłam do garderoby i zobaczyłam trzy przepiękne stroje. Oczy zalśniły mi na widok drugiego stroju. Już wiedziałam, że ten będzie tym, który założę na Paradę. Był to typowo rolniczy strój, bez żadnego przepychu. Piękna ciemno żółta spódniczka, która była aż do kostek. Górna część była jeszcze lepsza. Była to biała, bufiasta koszula z wyszytymi kwiatkami przy dekolcie. Do tego wszystkiego był jeszcze słomiany kapelusz z wplecionymi makami, moimi ulubionymi kwiatami, niezapominajkami i białymi różami. Był to piękny komplet. Gdy już byłam ubrana wyszłam z garderoby. Zauważyłam, że w pokoju nie ma już Darka.
- Komplet drugi... Wiedziałem. Prosty, klasyczny i piękny, taki jak ty.
- Jestem prosta?- Oburzyłam się.
- Nie bierz sobie wszystkiego tak do serca panienko.- Teodor mówiąc to podchodził w moją stronę.- Doskonały wybór.- Mówić to stał już niecałe dziesięć centymetrów ode mnie.
- A inne nie były by doskonałe?- Zadrwiłam.
- Nie tak doskonałe jak ten.- Złapał mnie za podbródek unosząc go do góry.
- Co z makijażem?- Powiedziałam by uniknąć dalszych zdarzeń, które mogły by mieć miejsce gdyby ktoś szybko nie przerwał.
Teodor jest przystojny, ale dużo starszy ode mnie. Nie miałabym u niego szans.
- Maciek twoja kolej.- Usłyszałam w jego głosie lekkie znudzenie. Może on chciał ciągnąć tą sytuację dalej...?
Zielonooki chwycił mnie za rękę i zaprowadził do toaletki. Ta była inna niż ta co była u mnie w domu. Tu było miliony cieni do powiek i przeróżnych róży do policzków, każdego produktu do makijażu było tu multum.
- Coś klasycznego by pasowało do stroju, pamiętaj masz nie pozwalać sobie na zbyt dużo.- Powiedział po czym wyszedł.
Maciek bez słowa przystąpił do malowania. Widziałam, że brał jasno żółty i beżowy cień. Oczy miałam zamknięte przez pięć minut więc nie wiedziałam jak wyglądam i co on ze mną robi. Gdy pozwolił mi je otworzyć lustro było zasłonięte.
- Zobaczysz się na końcu.-Przystąpił do dalszej pracy.
Dziwnie się czułam gdy jego dłonie dotykały mojej twarzy. Jego ręce były lodowate, ale z każdym dotykiem przyzwyczajałam się do nich.
- Skoczyłem.- Powiedział z nutą zadowolenia w głosie.
- Już? Dopiero co zaczynałeś.- Zdziwiłam się.
- Miało byś subtelnie to jest. Teo!- Krzyknął.
Po niecałej minucie zjawił się stylista.
- Dobra robota. Możesz iść na przerwę.
Maciek wyszedł po czym wszedł Darek.
- Darek dobierze ci dodatki.
Tym razem Teodor nie wyszedł tylko usiadł blisko mnie, za blisko. Darek rozweselił się gdy otworzył szafę z butami i biżuterią, sama też się uśmiechnęłam na widok tylu par butów. Szybko wybrał dla mnie wiązane szpilki, nie były one na szczęście wysokie, miały chyba około pięć centymetrów. Założył mi je bo ja nie dawałam sobie z tym rady. Teodor cały czas się ze mnie śmiał, a Darek dobierał mi co rusz nowe dodatki. Dostałam też naszyjnik z małych niezapominajek i kolczyki do kompletu.
- Gotowa!- Teodor krzykną po czym do pokoju wparowały dziewczyny w raz z Maćkiem.
Dziewczyny od razy zaczęły piszczeć z zachwytu, Maciek pokiwał głową na znak że jest okej.
- Mogę się zobaczyć ?!- Zapytałam zdenerwowana tym, że wszyscy wiedzą jak wyglądam prócz mnie.
Z lustra ściągnęli czarną płachtę materiału, a ja ujrzałam siebie...
- Jestem piękna!- Powiedziałam z zapartym tchem.
- Zawsze byłaś, teraz jesteś tylko pomalowana.- Powiedział Teodor uśmiechając się przy tym szelmowsko.
Zarumieniłam się po tych słowach, ale chyba tego nie zauważył ponieważ zaczął mówić coś do Sandry.
- Za pół godziny jest Parada. Gotowa?- Zapytał Teodor.
- Nie?
- Wyjdźcie chcę z nią porozmawiać.
- O czym?
- Posłuchaj, po pierwsze chcę ci życzyć powodzenia, po drugie przedstawię ci prostą technikę zdobycia sponsorów.
- Nie powinien tego robić mentor?- Lekko się oburzyłam bo darzyłam sympatią Pawła.
- Powinien, ale kazał zrobić to mi.- Znowu się uśmiechną w ten pociągający sposób.
- Jaki sposób?
- Postaraj się uśmiechać i być zadowolona z siebie. Przynajmniej na taką wyglądaj.
- Mam być kuźwa szczęśliwa, że idę na rzeź młodych ludzi, którzy tak jak ja chcą wrócić do domu. Mam być z tego powodu zadowolona i uśmiechnięta jak głupia?!- Mówiłam bardzo powoli przez zaciśnięte zęby.
- Uspokój się proszę.- Złapał mnie za rękę.
- Jak mam być spokojna?!
- Rozumiem furię w twoich słowach...
- ... ale nie rozumiem słów.
- Widzę, że jesteś oczytana.
- Mam całą bibliotekę w domu. Ty też mnie zaskoczyłeś.- Uśmiechnęłam się delikatnie, nie chciałam by to zauważył.
- Właśnie widzę. To powiem ci jeszcze jeden cytat Szekspira na koniec naszego spotkania, oby nie ostatniego.- Powiedział po czym puścił mi oczko.
- Słucham...
- Chcąc świat oszukać stosuj się do świata, ubierz w uprzejmość oko, dłoń i usta, wyglądaj jako kwiat niewinny, ale niechaj pod kwiatem tym wąż się ukrywa.
- Mój ukochany cytat.- Gdy to powiedziałam od razu się rozmarzyłam.
Głodowe Igrzyska czas zacząć!
piątek, 4 października 2013
sobota, 14 września 2013
Podróż do Kapitolu
Siedziałam na kanapie i myślałam co będzie dalej... Jak, przez kogo, kiedy zginę, a może w ogóle nie zginę tylko wygram. Kogo ja chciałam oszukać. Byłam w pięćdziesięciu procentach pewna, że zginę już przy samym Rogu obfitości. Zastanawiało mnie też jak będzie w Kapitolu. Do teraz podziwiałam to miejsce tylko i wyłącznie w telewizji podczas emitowania poprzednich Igrzysk. Moje rozmyślania na temat Kapitolu przerwał dźwięk głośno skrzypiących drzwi. Spojrzałam w tamtą stronę i zauważyłam dwóch strażników. Podchodzą do mnie i łapią za ręce. Odpycham ich i mówię.
- Potrafię sam chodzić! Nie potrzebuje waszej pomocy!
Strażnicy popatrzyli na siebie i lekko kiwnęli głową. Śmiałym krokiem ruszam ku korytarzowi. Chwile to zajęło zanim pojawiłam się ponownie na scenie przed ratuszem. Tłum ludzi stał i czekał na mnie i na drugiego trybuta, który został wylosowany. Właśnie, przecież ja nawet nie wiedziałam kogo wylosowali z grona chłopców. Strażnicy kazali mi stanąć na środku, by każdy mógł mnie zobaczyć. Szukałam w tłumie Elizy, Darii i Kacpra. Nikogo nie mogłam dojrzeć. Gdy moje oczy pokierowały się w stronę starszych zauważyłam moją siostrę, zapłakaną i bladą jak kartka papieru. Wiedziałam, że to dla niej ciężkie, ona już raz była na arenie. Wygrała i nauczyła mnie wszystkiego, co uznała za przydatne. Była moim autorytetem. Moja siostra miała szansę zostać mentorem, ale odmówiła ponieważ nie chciała patrzeć na cierpienie takich ludzi jak ja. Gdy usłyszałam kroki paru osób za mną gwałtownie się odwróciłam. Trzech strażników pokoju wyszło z budynku wraz z Mateuszem. Chłopak miał trzynaście lat. Znałam go jedynie z widzenia, nie wiedziałam jaki jest i co potrafi. Wydawał się cichy i skromny, ale to było tylko pierwsze wrażenie. Ten chłopak z czasem stał się potworem. Odprowadzono nas do pociągu, który miał zabrać nas do Kapitolu. Bardzo intensywnie myślałam wtedy o Kacprze, on nadal mi się podobał, a ja musiałam go teraz zostawić. Nie tylko on zakrzątał moje myśli. Wspominałam wszystkie dobre i złe chwile w towarzystwie Elizy i Darii. Ta zaduma uświadomiła mi, że muszę wygrać, a przynajmniej się starać wygrać. Miałam ludzi, których kochałam w okół siebie i chciałam do nich wrócić. Moje refleksje przerwał odgłos nadjeżdżającego pociągu. Był on wielki i srebrny. W pierwszej chwili skojarzyłam go z puszką od zupy pomidorowej, którą często jadała moja siostra. Zatrzymał się przed nami, a drzwi wagonu otworzyły się. Moim oczom ukazał się cudowny widok. Mieszkałam w domu zwycięzcy Igrzysk więc niczego mi nigdy nie brakowało, ale ten pociąg przebijał wszystko. Był luksusowo ozdobiony, same nowoczesne sprzęty i oryginalne meble. Coś wspaniałego. Weszłam do pociągu i jeden ze strażników zaprowadził mnie do mojego wagonu. Mój pokój był jasno różowy z bardzo dużą ilością białego koloru, wiedzieli co lubię. Wzięłam prysznic by zmyć z siebie wszystkie emocje, które mną targały przez ten cały dzień. Na obiad początkowo miałam nie iść, ale uznałam, że muszę poznać mentora. Przedział, w którym znajdowała się jadalnia i kuchnia był ogromny. Pomieściła by się tu cała moja klasa oraz klasa Kacpra. Usiadłam przy ogromnym stole i czekałam na resztę. Po niecałych pięciu minutach w przedziale pojawił się Mateusz.
- Cześć młody.
- Nie mów do mnie 'młody' proszę. To, że jestem młodszy nie oznacza, że możesz mną pomiatać.
- Nie o to mi chodziło, ale skoro tak sobie życzysz nie będę do ciebie mówiła młody, młody.- powiedziałam, po czym się lekko roześmiałam.
- Uważaj na to co mówisz.- w jego głosie usłyszałam nutę grozy, no ale co może mi zrobić trzynastolatek, pomyślałam.
- Słuchaj i ja i Ty nie jesteśmy tu z własnej woli i żadne z nas nie jest tym zadowolone, ale ostrzegam Cię młody chłopcze- wstałam po czym podeszłam do Mateusza i zatrzymałam się w odległości może dwóch kroków- Ja jestem równie pyskata co Ty, ale pamiętaj, że jestem starsza i wiem więcej i jestem po prostu silniejsza.
- Żebyś się nie zdziwiła skarbie.- usłyszałam za sobą niski i męski głos.
Okazało się że naszym mentorem jest Paweł, zwycięzca 40 Igrzysk.
- Może mi powiesz, że ten tu chłopaczyna może być silniejszy ode mnie?- zapytałam oburzona. Ludzie przecież wiedzą jaka jestem, zimna i twarda.
- Może nie silniejszy, ale sprytniejszy i zwinniejszy.
Młody po tych słowach pokazał mi język, co było błędem. Złapałam błyskawicznie jego ozór, a drugą ręką, nóż leżący na stoliku obok.
- Możesz sobie być zwinniejszy, ale pamiętaj mi się nie pokazuje języka. Jeden już go stracił.
- Patrycja?!
- Czego?- zapytałam oschle.
- Odłożysz łaskawie nóż i usiądziesz do stołu i użyjesz go tak jak się powinno go używać?- zapytał mentor obojętnym głosem. Zastanawiałam się czy Jego w ogóle interesuje to, czy obetnę temu smarkaczowi język, czy raczej go oszczędzę.
- Co na obiad?
Puściłam język chłopaka i wytarłam się w jego bluzkę. Widziałam przerażenie malujące się w Jego oczach, a nie wiedzieć czemu sprawiło mi to pewien rodzaj satysfakcji.
- Kucharzy zapytaj ja nie wiem.- odpowiedział mentor na moje pytanie.
Usiadłam przy stole jak najdalej Mateusza, by nie zrobić mu krzywdy 'przypadkiem' nakładając sobie jedzenie na talerz. Obiad minął spokojnie. Mentor opuścił przedział i zapewne udał się do siebie odpocząć. Ja postanowiłam uczynić to samo. W pokoju włączyłam radio, a sama poszłam do łazienki. Ten smarkacz jeszcze pożałuje tego co powiedział, pomyślałam. Wiedziałam już kto będzie moim celem przy Rogu obfitości. Po prysznicu wgramoliłam się do łóżka i po ciężkim dniu pełnym niespodzianek, zasnęłam. Po przebudzeniu od razu zauważyłam za oknem Kapitol. Zerwałam się gwałtownie z łóżka i pobiegłam sie ubrać w strój, który dostarczono mi rano. Po doprowadzeniu mojego wyglądu do stanu, który dało sie znieść, pobiegłam do drzwi wyjściowych pociągu. Przy drzwiach stał już Paweł wraz z Mateuszem.
- Spóźniona.- oznajmił mi mentor.
- Jak bym sama nie wiedziała. Nikt mnie nie obudził.
- Mateusz nie miałeś jej obudzić?- mina mężczyzny nie wyglądała teraz sympatycznie.
- Miała zakluczone drzwi.- odpowiedział speszony chłopak.
- Jakoś przyniesiono mi strój na dziś, smarkaczu.
- Dokończymy rozmowę potem teraz macie się uśmiechać i sprawiać wrażenie zadowolonych z siebie.- powiedział mentor po czym sam przyjął postawę, którą nam zlecił.
Drzwi pociągu otworzyły się, a ja ujrzałam tłum ludzi wiwatujących na naszą cześć. Ludzie ci byli dziwacznie poubierani. Kolorowe pióropusze na głowach, mocny i wyzywający makijaż, nawet mężczyźni byli umalowani. Stroje tych ludzi były jeszcze dziwniejsze niż makijaż. Wielkie krótki ze skóry zwierząt narzucone na drobne ciała postaci, buty na dwudziestu centymetrowych szpilkach, a faceci na odrobinę mniejszych. Uwagę przyciągała wtedy mała dziewczynka ubrana w szare ciuszki, nie odznaczające się niczym poza złotymi guziczkami na rękawkach. Wyszłam z pociągu i ruszyłam za strażnikami.
Idąc przed siebie, każdy krok przypominał mi, że szłam na śmierć. Zostawiłam coś na peronie. To chyba była nadzieja że przeżyje, powiedziałam sobie w myślach.
- Potrafię sam chodzić! Nie potrzebuje waszej pomocy!
Strażnicy popatrzyli na siebie i lekko kiwnęli głową. Śmiałym krokiem ruszam ku korytarzowi. Chwile to zajęło zanim pojawiłam się ponownie na scenie przed ratuszem. Tłum ludzi stał i czekał na mnie i na drugiego trybuta, który został wylosowany. Właśnie, przecież ja nawet nie wiedziałam kogo wylosowali z grona chłopców. Strażnicy kazali mi stanąć na środku, by każdy mógł mnie zobaczyć. Szukałam w tłumie Elizy, Darii i Kacpra. Nikogo nie mogłam dojrzeć. Gdy moje oczy pokierowały się w stronę starszych zauważyłam moją siostrę, zapłakaną i bladą jak kartka papieru. Wiedziałam, że to dla niej ciężkie, ona już raz była na arenie. Wygrała i nauczyła mnie wszystkiego, co uznała za przydatne. Była moim autorytetem. Moja siostra miała szansę zostać mentorem, ale odmówiła ponieważ nie chciała patrzeć na cierpienie takich ludzi jak ja. Gdy usłyszałam kroki paru osób za mną gwałtownie się odwróciłam. Trzech strażników pokoju wyszło z budynku wraz z Mateuszem. Chłopak miał trzynaście lat. Znałam go jedynie z widzenia, nie wiedziałam jaki jest i co potrafi. Wydawał się cichy i skromny, ale to było tylko pierwsze wrażenie. Ten chłopak z czasem stał się potworem. Odprowadzono nas do pociągu, który miał zabrać nas do Kapitolu. Bardzo intensywnie myślałam wtedy o Kacprze, on nadal mi się podobał, a ja musiałam go teraz zostawić. Nie tylko on zakrzątał moje myśli. Wspominałam wszystkie dobre i złe chwile w towarzystwie Elizy i Darii. Ta zaduma uświadomiła mi, że muszę wygrać, a przynajmniej się starać wygrać. Miałam ludzi, których kochałam w okół siebie i chciałam do nich wrócić. Moje refleksje przerwał odgłos nadjeżdżającego pociągu. Był on wielki i srebrny. W pierwszej chwili skojarzyłam go z puszką od zupy pomidorowej, którą często jadała moja siostra. Zatrzymał się przed nami, a drzwi wagonu otworzyły się. Moim oczom ukazał się cudowny widok. Mieszkałam w domu zwycięzcy Igrzysk więc niczego mi nigdy nie brakowało, ale ten pociąg przebijał wszystko. Był luksusowo ozdobiony, same nowoczesne sprzęty i oryginalne meble. Coś wspaniałego. Weszłam do pociągu i jeden ze strażników zaprowadził mnie do mojego wagonu. Mój pokój był jasno różowy z bardzo dużą ilością białego koloru, wiedzieli co lubię. Wzięłam prysznic by zmyć z siebie wszystkie emocje, które mną targały przez ten cały dzień. Na obiad początkowo miałam nie iść, ale uznałam, że muszę poznać mentora. Przedział, w którym znajdowała się jadalnia i kuchnia był ogromny. Pomieściła by się tu cała moja klasa oraz klasa Kacpra. Usiadłam przy ogromnym stole i czekałam na resztę. Po niecałych pięciu minutach w przedziale pojawił się Mateusz.
- Cześć młody.
- Nie mów do mnie 'młody' proszę. To, że jestem młodszy nie oznacza, że możesz mną pomiatać.
- Nie o to mi chodziło, ale skoro tak sobie życzysz nie będę do ciebie mówiła młody, młody.- powiedziałam, po czym się lekko roześmiałam.
- Uważaj na to co mówisz.- w jego głosie usłyszałam nutę grozy, no ale co może mi zrobić trzynastolatek, pomyślałam.
- Słuchaj i ja i Ty nie jesteśmy tu z własnej woli i żadne z nas nie jest tym zadowolone, ale ostrzegam Cię młody chłopcze- wstałam po czym podeszłam do Mateusza i zatrzymałam się w odległości może dwóch kroków- Ja jestem równie pyskata co Ty, ale pamiętaj, że jestem starsza i wiem więcej i jestem po prostu silniejsza.
- Żebyś się nie zdziwiła skarbie.- usłyszałam za sobą niski i męski głos.
Okazało się że naszym mentorem jest Paweł, zwycięzca 40 Igrzysk.
- Może mi powiesz, że ten tu chłopaczyna może być silniejszy ode mnie?- zapytałam oburzona. Ludzie przecież wiedzą jaka jestem, zimna i twarda.
- Może nie silniejszy, ale sprytniejszy i zwinniejszy.
Młody po tych słowach pokazał mi język, co było błędem. Złapałam błyskawicznie jego ozór, a drugą ręką, nóż leżący na stoliku obok.
- Możesz sobie być zwinniejszy, ale pamiętaj mi się nie pokazuje języka. Jeden już go stracił.
- Patrycja?!
- Czego?- zapytałam oschle.
- Odłożysz łaskawie nóż i usiądziesz do stołu i użyjesz go tak jak się powinno go używać?- zapytał mentor obojętnym głosem. Zastanawiałam się czy Jego w ogóle interesuje to, czy obetnę temu smarkaczowi język, czy raczej go oszczędzę.
- Co na obiad?
Puściłam język chłopaka i wytarłam się w jego bluzkę. Widziałam przerażenie malujące się w Jego oczach, a nie wiedzieć czemu sprawiło mi to pewien rodzaj satysfakcji.
- Kucharzy zapytaj ja nie wiem.- odpowiedział mentor na moje pytanie.
Usiadłam przy stole jak najdalej Mateusza, by nie zrobić mu krzywdy 'przypadkiem' nakładając sobie jedzenie na talerz. Obiad minął spokojnie. Mentor opuścił przedział i zapewne udał się do siebie odpocząć. Ja postanowiłam uczynić to samo. W pokoju włączyłam radio, a sama poszłam do łazienki. Ten smarkacz jeszcze pożałuje tego co powiedział, pomyślałam. Wiedziałam już kto będzie moim celem przy Rogu obfitości. Po prysznicu wgramoliłam się do łóżka i po ciężkim dniu pełnym niespodzianek, zasnęłam. Po przebudzeniu od razu zauważyłam za oknem Kapitol. Zerwałam się gwałtownie z łóżka i pobiegłam sie ubrać w strój, który dostarczono mi rano. Po doprowadzeniu mojego wyglądu do stanu, który dało sie znieść, pobiegłam do drzwi wyjściowych pociągu. Przy drzwiach stał już Paweł wraz z Mateuszem.
- Spóźniona.- oznajmił mi mentor.
- Jak bym sama nie wiedziała. Nikt mnie nie obudził.
- Mateusz nie miałeś jej obudzić?- mina mężczyzny nie wyglądała teraz sympatycznie.
- Miała zakluczone drzwi.- odpowiedział speszony chłopak.
- Jakoś przyniesiono mi strój na dziś, smarkaczu.
- Dokończymy rozmowę potem teraz macie się uśmiechać i sprawiać wrażenie zadowolonych z siebie.- powiedział mentor po czym sam przyjął postawę, którą nam zlecił.
Drzwi pociągu otworzyły się, a ja ujrzałam tłum ludzi wiwatujących na naszą cześć. Ludzie ci byli dziwacznie poubierani. Kolorowe pióropusze na głowach, mocny i wyzywający makijaż, nawet mężczyźni byli umalowani. Stroje tych ludzi były jeszcze dziwniejsze niż makijaż. Wielkie krótki ze skóry zwierząt narzucone na drobne ciała postaci, buty na dwudziestu centymetrowych szpilkach, a faceci na odrobinę mniejszych. Uwagę przyciągała wtedy mała dziewczynka ubrana w szare ciuszki, nie odznaczające się niczym poza złotymi guziczkami na rękawkach. Wyszłam z pociągu i ruszyłam za strażnikami.
Idąc przed siebie, każdy krok przypominał mi, że szłam na śmierć. Zostawiłam coś na peronie. To chyba była nadzieja że przeżyje, powiedziałam sobie w myślach.
środa, 11 września 2013
Wybrano mnie na trybuta!
Zanim zaczniesz czytać! Imię Toma zostało zmienione gdyż uznałam, że jak wszystkie imiona są polskie to jego też musi takie być. Od teraz TOM to KACPER!
Ostatnia noc w tym domu... Co roku to powtarzałam i za każdym razem wierzyłam, że tak może być. Nie chciałam zostawiać siostry, przyjaciół, ani domu. Ten budynek, w którym żyłam dzięki mojej siostrze, służył mi za dom około trzech lat, a teraz miałam go zostawić. Miałam odejść stąd obojętnie, po tym ile tu przeżyłam. Nasi rodzice mieszkali tu ze mną i Moniką, a teraz nie wiemy co się z nimi dzieje. Do tego domu mogłam zapraszać przyjaciółki i nie wstydzić się, a w poprzednim domu były dwa pokoje i zero prywatności. Myślałam o tym co było i będzie około pół godziny. Wstałam z łóżka i podeszłam do toaletki stojącej w kącie mojego pokoju. Upięłam włosy w wysokiego koka i poszłam pod prysznic, a potem ubrałam się w moją ulubioną sunkienke. Była ona blado- żółta, z delikatnego materiału, a z tyłu, dokładnie na plecach, była obszyta koronką. Narzuciłam ją na siebie i dobrałam do niej czarne baleriny. Poszłam do pokoju siostry by pomóc jej w doborze ciuchów, ponieważ ona zawsze miała z tym problem. Zawsze lubiłam do niej przychodzić bo jej pokój był bardzo przytulny. Ściany były pozaokrąglane, więc zamiast prostokątu, jak ja, miała owalny pokój. Ścianę miała ciemno zieloną, a na niej były namalowane drzewa. Jej pokój był lasem w domu. Łóżko stało na środku i było zrobione z bali drzew, co wyglądało przecudownie. Monika była kreatywną kobietą, ale bardzo niezaradną. Podeszłam do niej i pocałowałam ją w policzek.
- Jak tam przygotowania?- zapytałam
- Nawet nie mów, która lepsza: czarna- przyłożyła do swojego ciała czarną, krótką sukieneczkę podobną do mojej, tylko jej nie miała koronki na plecach.- Czy błękitna?- teraz pokazała długą i lekko prześwitującą suknię, która podkreślała jej piękne i zmysłowe oczy.
- Jeszcze pytasz. Błękitna i weź do niej białe balerinki.
- Obym wyglądała przyzwoicie, bo jak nie to oberwiesz mała.
- Zaufaj mi.- powiedziałam po czym wyszłam z jej pokoju i powędrowałam do kuchni.
Zjadłam na szybko kawałek bułki i zagryzłam ogórkiem. Szybki łyk ostygłej herbaty i byłam gotowa by wyjść. Gdy moja siostra była już przyszykowana wyszłyśmy na dziedziniec przed Ratuszem. Ludzie zaczęli się zbierać, żegnać i płakać. Jak widziałam te biedne dzieci, które w jednej chwili, przez głupią karteczkę mogły trafić na rzeź, płakać mi się chciało, a rzadko to się zdarza. Powędrowałam na swoje miejsce. Zauważyłam Elizę i już chciałam do niej pobiec, aż zauważyłam strażnika pokoju, od razu zapomniałam o moim pomyśle. Szukałam wzrokiem Darii, bo ona miała stać obok mnie. W końcu ją znalazłam, a ona mnie. Czekałyśmy w milczeniu, trzymając się za ręce, na ten moment, w którym dowiemy się kto zostanie trybutem w tym roku. Obejrzeliśmy krótki filmik, który oglądamy co roku, potem przemówiła dziwnie ubrana kobieta. Nadszedł ten moment. Kobieta o różowych włosach podeszła do szklanej kuli z imionami dziewcząt, wyciągnęła jedną i...
- Patrycja Ranaczek.- powiedziała z uśmiechem kobieta.
Zamarłam. Czułam jak przyjaciółka mnie obejmuje, ale ja nie odwzajemniłam tego gestu, byłam tak sparaliżowana, że nie byłam w stanie nic zrobić. Usłyszałam krzyk Moniki, potem sprzeciwy innych moich rówieśników. W końcu przyszli po mnie strażnicy. Wystąpiłam z szeregu, tym samym puszczając moją przyjaciółkę. Rzuciłam jej krótkie spojrzenie, chcąc powiedzieć 'Wszystko będzie dobrze Daria, będzie dobrze'. Ruszyłam w stronę sceny. Nogi miałam jak z waty, czułam na sobie spojrzenia innych, niektórzy nawet dotykali mojego ramienia lub łapali za rękę, ale strażnicy szybko reagowali. Doszłam do tej przeklętej sceny i spojrzałam na tłum ludzi przede mną. Każdy był w szoku, ich wzrok świadczył o tym, że nie są zadowoleni z wyboru trybutki. Różowo-włosa podeszła do kuli chłopców, a gdy przeczytała nazwisko, ja nic nie usłyszałam. Nagle wszystko i wszyscy zaczęło ruszać się jak w zwolnionym tempie, zaczęłam tracić obraz przed oczami. Czułam się okropnie, myślałam że zaraz zemdleje, ale tak się nie stało. Jeden ze strażników chwycił mnie mocno za ramię i powiedział.
- Daj z siebie wszystko Patrycja. Wierzymy wszyscy, że dasz radę i do nas wrócisz.- po chwili zorientowałam się, że mówił do mnie jedyny porządny strażnik, czyli Pan Stejer.
Był on starszawym mężczyzną, o siwych długich włosach i bardzo długiej brodzie. Poznałam go w pracy na polu, on zawsze przychodził i kontrolował nas, młodzież, i nasze postępy w pracy. Zawsze nam pomagał bo był dobrym człowiekiem, za to go lubiliśmy i szanowaliśmy. Kiwnęłam głową i powiedziałam szeptem tak by tylko on usłyszał.
- Postaram się dla Pana i dla całego dystryktu.
Po tych słowach zaprowadził mnie do pokoju gdzie miałam czekać na odwiedziny paru osób, które otrzymały na to zgodę. Gdy weszłam do pomieszczenia pierwsze co rzuciło mi się w oczy to ogromny kominek, a przed nim mała czerwona kanapa i kilka foteli tego samego koloru. Mimo iż był kominek, w którym się paliło, to i tak odczuwało się zimno przez kolor ścian. Były one srebrne, a podłoga i sufit były czarne. Te kolory przytłaczały i sprawiały, że czułeś się tam nieswojo. Doszłam do kanapy i gdy tylko usiadłam ktoś wszedł do pokoju. Była to Monika. Wbiegła cała zapłakana i rzuciła mi się na szyję.
- Nie płacz, to nic nie da.- powiedziałam, starając się ją uspokoić.
- Co ja zrobię bez Ciebie, ja się nawet nie potrafię ubrać.- starała się roześmiać, ale nie była w stanie.
- Dasz radę, a ja obiecuję, że dam z siebie wszystko byle by tu wrócić.
- Koniec!- usłyszałyśmy głos Pana Stejera.
Moja siostra przestała mnie ściskać i pocałowała mnie w policzek.
- Wszyscy w Ciebie wierzą.
Po tym jak to powiedziała odwróciła się i odeszła w stronę drzwi, a tuż za nią wleciała Eliza, Daria i Kacper. Oni tez byli zapłakani, a ich oczy zaczynały nabiegać krwią.
- Dlaczego, tyle karteczek z imionami, ale akurat musiała to być Twoja?- zapytała zdruzgotana Eliza.
- Tak miało najwidoczniej być. Nic nie dzieje się bez przyczyny, pamiętajcie.
- Pamiętaj o nas aż do końca. Potem wrócisz do domu i opowiesz nam jak to jest tam być.- powiedziała Daria ze sztucznym uśmiechem na twarzy.
- Ja powiem tylko powodzenia, bo niczego innego Ci nie trzeba.- odezwał się Kacper.
- Dziękuję wam, że przyszliście, postaram się wrócić.
Ostatnia noc w tym domu... Co roku to powtarzałam i za każdym razem wierzyłam, że tak może być. Nie chciałam zostawiać siostry, przyjaciół, ani domu. Ten budynek, w którym żyłam dzięki mojej siostrze, służył mi za dom około trzech lat, a teraz miałam go zostawić. Miałam odejść stąd obojętnie, po tym ile tu przeżyłam. Nasi rodzice mieszkali tu ze mną i Moniką, a teraz nie wiemy co się z nimi dzieje. Do tego domu mogłam zapraszać przyjaciółki i nie wstydzić się, a w poprzednim domu były dwa pokoje i zero prywatności. Myślałam o tym co było i będzie około pół godziny. Wstałam z łóżka i podeszłam do toaletki stojącej w kącie mojego pokoju. Upięłam włosy w wysokiego koka i poszłam pod prysznic, a potem ubrałam się w moją ulubioną sunkienke. Była ona blado- żółta, z delikatnego materiału, a z tyłu, dokładnie na plecach, była obszyta koronką. Narzuciłam ją na siebie i dobrałam do niej czarne baleriny. Poszłam do pokoju siostry by pomóc jej w doborze ciuchów, ponieważ ona zawsze miała z tym problem. Zawsze lubiłam do niej przychodzić bo jej pokój był bardzo przytulny. Ściany były pozaokrąglane, więc zamiast prostokątu, jak ja, miała owalny pokój. Ścianę miała ciemno zieloną, a na niej były namalowane drzewa. Jej pokój był lasem w domu. Łóżko stało na środku i było zrobione z bali drzew, co wyglądało przecudownie. Monika była kreatywną kobietą, ale bardzo niezaradną. Podeszłam do niej i pocałowałam ją w policzek.
- Jak tam przygotowania?- zapytałam
- Nawet nie mów, która lepsza: czarna- przyłożyła do swojego ciała czarną, krótką sukieneczkę podobną do mojej, tylko jej nie miała koronki na plecach.- Czy błękitna?- teraz pokazała długą i lekko prześwitującą suknię, która podkreślała jej piękne i zmysłowe oczy.
- Jeszcze pytasz. Błękitna i weź do niej białe balerinki.
- Obym wyglądała przyzwoicie, bo jak nie to oberwiesz mała.
- Zaufaj mi.- powiedziałam po czym wyszłam z jej pokoju i powędrowałam do kuchni.
Zjadłam na szybko kawałek bułki i zagryzłam ogórkiem. Szybki łyk ostygłej herbaty i byłam gotowa by wyjść. Gdy moja siostra była już przyszykowana wyszłyśmy na dziedziniec przed Ratuszem. Ludzie zaczęli się zbierać, żegnać i płakać. Jak widziałam te biedne dzieci, które w jednej chwili, przez głupią karteczkę mogły trafić na rzeź, płakać mi się chciało, a rzadko to się zdarza. Powędrowałam na swoje miejsce. Zauważyłam Elizę i już chciałam do niej pobiec, aż zauważyłam strażnika pokoju, od razu zapomniałam o moim pomyśle. Szukałam wzrokiem Darii, bo ona miała stać obok mnie. W końcu ją znalazłam, a ona mnie. Czekałyśmy w milczeniu, trzymając się za ręce, na ten moment, w którym dowiemy się kto zostanie trybutem w tym roku. Obejrzeliśmy krótki filmik, który oglądamy co roku, potem przemówiła dziwnie ubrana kobieta. Nadszedł ten moment. Kobieta o różowych włosach podeszła do szklanej kuli z imionami dziewcząt, wyciągnęła jedną i...
- Patrycja Ranaczek.- powiedziała z uśmiechem kobieta.
Zamarłam. Czułam jak przyjaciółka mnie obejmuje, ale ja nie odwzajemniłam tego gestu, byłam tak sparaliżowana, że nie byłam w stanie nic zrobić. Usłyszałam krzyk Moniki, potem sprzeciwy innych moich rówieśników. W końcu przyszli po mnie strażnicy. Wystąpiłam z szeregu, tym samym puszczając moją przyjaciółkę. Rzuciłam jej krótkie spojrzenie, chcąc powiedzieć 'Wszystko będzie dobrze Daria, będzie dobrze'. Ruszyłam w stronę sceny. Nogi miałam jak z waty, czułam na sobie spojrzenia innych, niektórzy nawet dotykali mojego ramienia lub łapali za rękę, ale strażnicy szybko reagowali. Doszłam do tej przeklętej sceny i spojrzałam na tłum ludzi przede mną. Każdy był w szoku, ich wzrok świadczył o tym, że nie są zadowoleni z wyboru trybutki. Różowo-włosa podeszła do kuli chłopców, a gdy przeczytała nazwisko, ja nic nie usłyszałam. Nagle wszystko i wszyscy zaczęło ruszać się jak w zwolnionym tempie, zaczęłam tracić obraz przed oczami. Czułam się okropnie, myślałam że zaraz zemdleje, ale tak się nie stało. Jeden ze strażników chwycił mnie mocno za ramię i powiedział.
- Daj z siebie wszystko Patrycja. Wierzymy wszyscy, że dasz radę i do nas wrócisz.- po chwili zorientowałam się, że mówił do mnie jedyny porządny strażnik, czyli Pan Stejer.
Był on starszawym mężczyzną, o siwych długich włosach i bardzo długiej brodzie. Poznałam go w pracy na polu, on zawsze przychodził i kontrolował nas, młodzież, i nasze postępy w pracy. Zawsze nam pomagał bo był dobrym człowiekiem, za to go lubiliśmy i szanowaliśmy. Kiwnęłam głową i powiedziałam szeptem tak by tylko on usłyszał.
- Postaram się dla Pana i dla całego dystryktu.
Po tych słowach zaprowadził mnie do pokoju gdzie miałam czekać na odwiedziny paru osób, które otrzymały na to zgodę. Gdy weszłam do pomieszczenia pierwsze co rzuciło mi się w oczy to ogromny kominek, a przed nim mała czerwona kanapa i kilka foteli tego samego koloru. Mimo iż był kominek, w którym się paliło, to i tak odczuwało się zimno przez kolor ścian. Były one srebrne, a podłoga i sufit były czarne. Te kolory przytłaczały i sprawiały, że czułeś się tam nieswojo. Doszłam do kanapy i gdy tylko usiadłam ktoś wszedł do pokoju. Była to Monika. Wbiegła cała zapłakana i rzuciła mi się na szyję.
- Nie płacz, to nic nie da.- powiedziałam, starając się ją uspokoić.
- Co ja zrobię bez Ciebie, ja się nawet nie potrafię ubrać.- starała się roześmiać, ale nie była w stanie.
- Dasz radę, a ja obiecuję, że dam z siebie wszystko byle by tu wrócić.
- Koniec!- usłyszałyśmy głos Pana Stejera.
Moja siostra przestała mnie ściskać i pocałowała mnie w policzek.
- Wszyscy w Ciebie wierzą.
Po tym jak to powiedziała odwróciła się i odeszła w stronę drzwi, a tuż za nią wleciała Eliza, Daria i Kacper. Oni tez byli zapłakani, a ich oczy zaczynały nabiegać krwią.
- Dlaczego, tyle karteczek z imionami, ale akurat musiała to być Twoja?- zapytała zdruzgotana Eliza.
- Tak miało najwidoczniej być. Nic nie dzieje się bez przyczyny, pamiętajcie.
- Pamiętaj o nas aż do końca. Potem wrócisz do domu i opowiesz nam jak to jest tam być.- powiedziała Daria ze sztucznym uśmiechem na twarzy.
- Ja powiem tylko powodzenia, bo niczego innego Ci nie trzeba.- odezwał się Kacper.
- Dziękuję wam, że przyszliście, postaram się wrócić.
Ponownie w sali rozniósł się głos Pana Stejera, który oznajmił, że czas na spotkanie się skończył. Uściskaliśmy się ostatni raz i wyszli, a ja zostałam czekając na strażników.
wtorek, 10 września 2013
Igrzyska czas zacząć!
Dzień przed losowaniem trybutów był jak zwykle nerwowy. Za każdym razem gdy wyglądałam przez okno widziałam panikę. Ludzie ściskali się, biegali, krzyczeli i chowali się po kątach z myślą, że jak się schowają to nie będą musieli brać udziału w Igrzyskach. Patrzyłam na tych ludzi ze współczuciem. Mam 15 lat i tylko starszą siostrę, która ma 20 lat. Nasi rodzice zostawili nas gdy tylko Monika osiągnęła dorosły wiek.
Ja mam na imię Patrycja i jestem z 9 dystryktu. Tutaj, u 'swoich' jestem dość znana. Może nie mam za dobrej opinii wśród dorosłych, ale osoby w moim wieku podziwiają mnie. Jestem ciągle ciekawa dlaczego.
Zbliżał się wieczór, a ja miałam się spotkać z przyjaciółmi. Żegnamy się co roku dzień przed wyborem by więcej czasy być ze sobą. Wyszłam z domu i powędrowałam w stronę domu mojej najlepszej przyjaciółki Elizy. Była późna pora więc mijali mnie tylko dorośli, ponieważ dzieciaki musiały już spać. Nie minęło nawet dziesięć minut i już byłam na miejscu. Zapukałam do drzwi.Nikt nie otwiera. Zapukałam mocniej. Dalej głucho. Zaczęłam się martwić, a może poszli gdzieś beze mnie?! Szybko odpędziłam się od tych myśli. Za mną pojawiła się Daria, moja znajoma z klasy.
- Gdzie jest Eliza?- Zapytałam.
- A nikt nie otwiera?
- No gdyby ktoś otworzył to bym się raczej Ciebie nie pytała.
- Już się tak nie wymądrzaj tylko zapukaj jeszcze raz.
Zapukałam, a nawet waliłam w drzwi z całej siły. Nadal nic. Światło w jej domu było pogaszone.
- Może wyszła?!
- Umówiła się z nami, jak co roku, wątpię by wyszła.
Usiadłam na stopniu, a Daria usiadła o jeden wyżej. Siedziałyśmy w milczeniu około dwudziestu minut gdy nagle zauważyłyśmy Elizę z Marcelem.
- O Jezu dziewczyny, przepraszam, zapomniałam o spotkaniu.- Powiedziała Eliza, dało się usłyszeć w jej głosie nutę sarkazmu.
- Hej Marcel. Zapomniałaś?! Dlaczego?- Dopytywałam się.
- Marcel zaprosił mnie na spacer, tak się zagadaliśmy, że zupełnie zapomniała o tym, że mieliśmy się spotkać.
- Jak tak to wy idźcie zająć się sobą, a ja pójdę do Toma.
Odwróciłam się i poszłam do domu Toma, mojego byłego chłopaka, a teraz przyjaciela. Usłyszałam tylko jak Daria mówi, że idzie do domu bo nie chce przeszkadzać. Tom niestety mieszkał daleko od Elizy, a ode mnie to już całkiem daleko. By dojść do chłopaka musiałam przejść przez bardzo długie pole zboża, a potem kawałek przez lasek. Gdy w końcu doszłam na miejsce zauważyłam, że w Jego domu nie pali się żadne światło. No cóż, pomyślałam, a tym roku nie dane mi było się pożegnać z przyjaciółmi. Załamana wróciłam do domu, wzięłam długą kąpiel i ubrałam się w piżamę po czym powędrowałam do łóżka. Zasnęłam bardzo szybko, a gdy tylko się obudziłam pomyślałam o tym, że to mogła być ostatnia noc w tym domu.
Ja mam na imię Patrycja i jestem z 9 dystryktu. Tutaj, u 'swoich' jestem dość znana. Może nie mam za dobrej opinii wśród dorosłych, ale osoby w moim wieku podziwiają mnie. Jestem ciągle ciekawa dlaczego.
Zbliżał się wieczór, a ja miałam się spotkać z przyjaciółmi. Żegnamy się co roku dzień przed wyborem by więcej czasy być ze sobą. Wyszłam z domu i powędrowałam w stronę domu mojej najlepszej przyjaciółki Elizy. Była późna pora więc mijali mnie tylko dorośli, ponieważ dzieciaki musiały już spać. Nie minęło nawet dziesięć minut i już byłam na miejscu. Zapukałam do drzwi.Nikt nie otwiera. Zapukałam mocniej. Dalej głucho. Zaczęłam się martwić, a może poszli gdzieś beze mnie?! Szybko odpędziłam się od tych myśli. Za mną pojawiła się Daria, moja znajoma z klasy.
- Gdzie jest Eliza?- Zapytałam.
- A nikt nie otwiera?
- No gdyby ktoś otworzył to bym się raczej Ciebie nie pytała.
- Już się tak nie wymądrzaj tylko zapukaj jeszcze raz.
Zapukałam, a nawet waliłam w drzwi z całej siły. Nadal nic. Światło w jej domu było pogaszone.
- Może wyszła?!
- Umówiła się z nami, jak co roku, wątpię by wyszła.
Usiadłam na stopniu, a Daria usiadła o jeden wyżej. Siedziałyśmy w milczeniu około dwudziestu minut gdy nagle zauważyłyśmy Elizę z Marcelem.
- O Jezu dziewczyny, przepraszam, zapomniałam o spotkaniu.- Powiedziała Eliza, dało się usłyszeć w jej głosie nutę sarkazmu.
- Hej Marcel. Zapomniałaś?! Dlaczego?- Dopytywałam się.
- Marcel zaprosił mnie na spacer, tak się zagadaliśmy, że zupełnie zapomniała o tym, że mieliśmy się spotkać.
- Jak tak to wy idźcie zająć się sobą, a ja pójdę do Toma.
Odwróciłam się i poszłam do domu Toma, mojego byłego chłopaka, a teraz przyjaciela. Usłyszałam tylko jak Daria mówi, że idzie do domu bo nie chce przeszkadzać. Tom niestety mieszkał daleko od Elizy, a ode mnie to już całkiem daleko. By dojść do chłopaka musiałam przejść przez bardzo długie pole zboża, a potem kawałek przez lasek. Gdy w końcu doszłam na miejsce zauważyłam, że w Jego domu nie pali się żadne światło. No cóż, pomyślałam, a tym roku nie dane mi było się pożegnać z przyjaciółmi. Załamana wróciłam do domu, wzięłam długą kąpiel i ubrałam się w piżamę po czym powędrowałam do łóżka. Zasnęłam bardzo szybko, a gdy tylko się obudziłam pomyślałam o tym, że to mogła być ostatnia noc w tym domu.
===================================
Notatka bardzo krótka. Nie chciałam się za bardzo
rozpisywać, ponieważ nie wiedziała czy w ogóle się spodoba. Piszcie komentarze z uwagami.
Piszcie co chcielibyście zmienić, co dodać.
Każdą uwagę przyjmuję do serca :)
Pozdrawiam <3
Subskrybuj:
Posty (Atom)