sobota, 14 września 2013

Podróż do Kapitolu

Siedziałam na kanapie i myślałam co będzie dalej... Jak, przez kogo, kiedy zginę, a może w ogóle nie zginę tylko wygram. Kogo ja chciałam oszukać. Byłam w pięćdziesięciu procentach pewna, że zginę już przy samym Rogu obfitości. Zastanawiało mnie też jak będzie w Kapitolu. Do teraz podziwiałam to miejsce tylko i wyłącznie w telewizji podczas emitowania poprzednich Igrzysk. Moje rozmyślania na temat Kapitolu przerwał dźwięk głośno skrzypiących drzwi. Spojrzałam w tamtą stronę i zauważyłam dwóch strażników. Podchodzą do mnie i łapią za ręce. Odpycham ich i mówię.
- Potrafię sam chodzić! Nie potrzebuje waszej pomocy!
Strażnicy popatrzyli na siebie i lekko kiwnęli głową. Śmiałym krokiem ruszam ku korytarzowi. Chwile to zajęło zanim pojawiłam się ponownie na scenie przed ratuszem. Tłum ludzi stał i czekał na mnie i na drugiego trybuta, który został wylosowany. Właśnie, przecież ja nawet nie wiedziałam kogo wylosowali z grona chłopców. Strażnicy kazali mi stanąć na środku, by każdy mógł mnie zobaczyć. Szukałam w tłumie Elizy, Darii i Kacpra. Nikogo nie mogłam dojrzeć. Gdy moje oczy pokierowały się w stronę starszych zauważyłam moją siostrę, zapłakaną i bladą jak kartka papieru. Wiedziałam, że to dla niej ciężkie, ona już raz była na arenie. Wygrała i nauczyła mnie wszystkiego, co uznała za przydatne. Była moim autorytetem. Moja siostra miała szansę zostać mentorem, ale odmówiła ponieważ nie chciała patrzeć na cierpienie takich ludzi jak ja. Gdy usłyszałam kroki paru osób za mną gwałtownie się odwróciłam. Trzech strażników pokoju wyszło z budynku wraz z Mateuszem. Chłopak miał trzynaście lat. Znałam go jedynie z widzenia, nie wiedziałam jaki jest i co potrafi. Wydawał się cichy i skromny, ale to było tylko pierwsze wrażenie. Ten chłopak z czasem stał się potworem. Odprowadzono nas do pociągu, który miał zabrać nas do Kapitolu. Bardzo intensywnie myślałam wtedy o Kacprze, on nadal mi się podobał, a ja musiałam go teraz zostawić. Nie tylko on zakrzątał moje myśli. Wspominałam wszystkie dobre i złe chwile w towarzystwie Elizy i Darii. Ta zaduma uświadomiła mi, że muszę wygrać, a przynajmniej się starać wygrać. Miałam ludzi, których kochałam w okół siebie i chciałam do nich wrócić. Moje refleksje przerwał odgłos nadjeżdżającego pociągu. Był on wielki i srebrny. W pierwszej chwili skojarzyłam go z puszką od zupy pomidorowej, którą często jadała moja siostra. Zatrzymał się przed nami, a drzwi wagonu otworzyły się. Moim oczom ukazał się cudowny widok. Mieszkałam w domu zwycięzcy Igrzysk więc niczego mi nigdy nie brakowało, ale ten pociąg przebijał wszystko. Był luksusowo ozdobiony, same nowoczesne sprzęty i oryginalne meble. Coś wspaniałego. Weszłam do pociągu i jeden ze strażników zaprowadził mnie do mojego wagonu. Mój pokój był jasno różowy z bardzo dużą ilością białego koloru, wiedzieli co lubię. Wzięłam prysznic by zmyć z siebie wszystkie emocje, które mną targały przez ten cały dzień. Na obiad początkowo miałam nie iść, ale uznałam, że muszę poznać mentora. Przedział, w którym znajdowała się jadalnia i kuchnia był ogromny. Pomieściła by się tu cała moja klasa oraz klasa Kacpra. Usiadłam przy ogromnym stole i czekałam na resztę. Po niecałych pięciu minutach w przedziale pojawił się Mateusz.
- Cześć młody.
- Nie mów do mnie 'młody' proszę. To, że jestem młodszy nie oznacza, że możesz mną pomiatać.
- Nie o to mi chodziło, ale skoro tak sobie życzysz nie będę do ciebie mówiła młody, młody.- powiedziałam, po czym się lekko roześmiałam.
- Uważaj na to co mówisz.- w jego głosie usłyszałam nutę grozy, no ale co może mi zrobić trzynastolatek, pomyślałam.
- Słuchaj i ja i Ty nie jesteśmy tu z własnej woli i żadne z nas nie jest tym zadowolone, ale ostrzegam Cię młody chłopcze- wstałam po czym podeszłam do Mateusza i zatrzymałam się w odległości może dwóch kroków- Ja jestem równie pyskata co Ty, ale pamiętaj, że jestem starsza i wiem więcej i jestem po prostu silniejsza.
- Żebyś się nie zdziwiła skarbie.- usłyszałam za sobą niski i męski głos.
Okazało się że naszym mentorem jest Paweł, zwycięzca 40 Igrzysk.
- Może mi powiesz, że ten tu chłopaczyna może być silniejszy ode mnie?- zapytałam oburzona. Ludzie przecież wiedzą jaka jestem, zimna i twarda.
- Może nie silniejszy, ale sprytniejszy i zwinniejszy.
Młody po tych słowach pokazał mi język, co było błędem. Złapałam błyskawicznie jego ozór, a drugą ręką, nóż leżący na stoliku obok.
- Możesz sobie być zwinniejszy, ale pamiętaj mi się nie pokazuje języka. Jeden już go stracił.
- Patrycja?!
- Czego?- zapytałam oschle.
- Odłożysz łaskawie nóż i usiądziesz do stołu i użyjesz go tak jak się powinno go używać?- zapytał mentor obojętnym głosem. Zastanawiałam się czy Jego w ogóle interesuje to, czy obetnę temu smarkaczowi język, czy raczej go oszczędzę.
- Co na obiad?
Puściłam język chłopaka i wytarłam się w jego bluzkę. Widziałam przerażenie malujące się w Jego oczach, a nie wiedzieć czemu sprawiło mi to pewien rodzaj satysfakcji.
- Kucharzy zapytaj ja nie wiem.- odpowiedział mentor na moje pytanie.
Usiadłam przy stole jak najdalej Mateusza, by nie zrobić mu krzywdy 'przypadkiem' nakładając sobie jedzenie na talerz. Obiad minął spokojnie. Mentor opuścił przedział i zapewne udał się do siebie odpocząć. Ja postanowiłam uczynić to samo. W pokoju włączyłam radio, a sama poszłam do łazienki. Ten smarkacz jeszcze pożałuje tego co powiedział, pomyślałam. Wiedziałam już kto będzie moim celem przy Rogu obfitości. Po prysznicu wgramoliłam się do łóżka i po ciężkim dniu pełnym niespodzianek, zasnęłam. Po przebudzeniu od razu zauważyłam za oknem Kapitol. Zerwałam się gwałtownie z łóżka i pobiegłam sie ubrać w strój, który dostarczono mi rano. Po doprowadzeniu mojego wyglądu do stanu, który dało sie znieść, pobiegłam do drzwi wyjściowych pociągu. Przy drzwiach stał już Paweł wraz z Mateuszem.
- Spóźniona.- oznajmił mi mentor.
- Jak bym sama nie wiedziała. Nikt mnie nie obudził.
- Mateusz nie miałeś jej obudzić?- mina mężczyzny nie wyglądała teraz sympatycznie.
- Miała zakluczone drzwi.- odpowiedział speszony chłopak.
- Jakoś przyniesiono mi strój na dziś, smarkaczu.
- Dokończymy rozmowę potem teraz macie się uśmiechać i sprawiać wrażenie zadowolonych z siebie.- powiedział mentor po czym sam przyjął postawę, którą nam zlecił.
Drzwi pociągu otworzyły się, a ja ujrzałam tłum ludzi wiwatujących na naszą cześć. Ludzie ci byli dziwacznie poubierani. Kolorowe pióropusze na głowach, mocny i wyzywający makijaż, nawet mężczyźni byli umalowani. Stroje tych ludzi były jeszcze dziwniejsze niż makijaż. Wielkie krótki ze skóry zwierząt narzucone na drobne ciała postaci, buty na dwudziestu centymetrowych szpilkach, a faceci na odrobinę mniejszych. Uwagę przyciągała wtedy mała dziewczynka ubrana w szare ciuszki, nie odznaczające się niczym poza złotymi guziczkami na rękawkach. Wyszłam z pociągu i ruszyłam za strażnikami.
Idąc przed siebie, każdy krok przypominał mi, że szłam na śmierć. Zostawiłam coś na peronie. To chyba była nadzieja że przeżyje, powiedziałam sobie w myślach.

1 komentarz:

  1. Bardzo fajnie piszesz :D nie wiem czemu przestałaś, ale mam nadzieję, że wrócisz ;D
    Oglądałam Igrzyska i chciałabym przeczytać książkę...
    Czekam na dalsze części
    Weny! :3

    OdpowiedzUsuń